poniedziałek, 31 sierpnia 2009

malinowe letnie przyjęcie

Nie ma to jak letnie przyjęcie urodzinowe w upalny dzień. Maliny świeżo zerwane - posłużyły jako baza warstwowego deseru (owoce+bita śmietana z serkiem waniliowym+owoce+lody śmietankowe+owoce+bita śmietana z serkiem+czekolada starta, u nas zastąpiona pokrojoną, bo była za miękka do ścierania). Malinowa galaretka - do dekoracji wspaniałego DZIESIąTKOWEGO tortu, autorstwa niezrównanej Babci.
Bezcenne - poważna dziesięcioletnia mina Emilki wraz z pogróżkami, że już za rok będzie się stroić w miny nastolatki, hłe hłe hłe...

piątek, 28 sierpnia 2009

nietypowo turkusowo

Też tak macie, że jak jest lato i ciepło, to koniecznie trzeba zrobić w domu generalne porządki?? Z praniem, trzepaniem, segregowaniem i układaniem wszystkiego na nowo? Ja w każdym razie mam taki przymus wewnętrzny. Tego lata udało mi się już przemeblować cały dom, wysprzątać (a raczej odgruzować po buszowaniu Igora i kota) garderobę, przenieść naszą sypialnię do innego pokoju... no i nadszedł wreszcie czas na doprowadzenie do porządku mojej ulubionej kredensowej góry, która wisiała w kuchni.
Kiedy dostałam ją parę lat temu w prezencie imieninowym była w takim stanie, że strach było ją wsadzać do auta, z obawy przed zapapraniem całego wnętrza. Walczyłam dzielnie przez ponad dwa tygodnie, by usunąć 18 warstw olejnej fabry którymi w ciągu niemal 100 lat swojego życia była pomalowana. Dotarłam do żywego drewna, ale niestety nie podobał mi się efekt, bo jednak wżery farbowe były okropnie nieregularne i wyglądało to paskudnie. Pomalowałam go więc na gładko akrylową farbą na kolor zbliżony do tego, jakim była pomalowana pierwszy raz...
Po paru kolejnych latach i przeprowadzce do nowego domu - zawisła oczywiście w kuchni, pełniąc rolę podręcznej szafeczki na szkło. Ale kiedy w ubiegłym roku musieliśmy nieco kuchnię odświeżyć po małym pożarku... została zdjęta i przez niemal rok czekała na moje zlitowanie się...
Teraz, z dorobioną półeczką dolną, odczyszczona, wyszlifowana i świeżo wymalowana, dumnie zawisła spowrotem na kuchennej ścianie.... Czeka mnie jeszcze znalezienie i przymocowanie ładnych szyldzików na drzwiczkach oraz zapełnienie wnętrza... ale to akurat będzie najłatwiejsze... No i muszę uszyc jakieś pokrowce na poduchy na krzesłach - nie zdecydowałam się jeszcze na materiał, ale w Ikea widziałam taki dość fajny, bo turkusowy, więc może ten nabędę...


Turkusowe akcenty pojawiają się w mojej kuchni jeszcze w paru miejscach... mam turkusowe szkło i trochę drobiazgów ceramicznych, w tym cudny kafel piecowy ;-)))....

W tajemnicy jeszcze dodam, że na tarasie schnie kolejny wyszorowany mebelek... Teraz tylko czeka mnie porządne wyszlifowanie, zaszpachlowanie ubytków i potem już tylko miłe oku malowanie... Chyba będzie biały...

czwartek, 27 sierpnia 2009

różowo-zielone i w komplecie

Od jakiegoś czasu żyliśmy przygotowaniami do jakże ważnego wydarzenia rodzinnego - ślubu Justyny i Pawła. Było wyszukiwanie kreacji, wymyślanie kolorów i rozmowy na temat bukietu. Jako, że Justyna do filigranowych kobiet nie należy - wreszcie mogłam sobie pozwolić na zaproponowanie formy, jaka od dawna mi się podobała. Bukiet w kształcie mocno wydłużonej kropli, który podkreślały pozaplatane liście pałki wodnej. Kwiaty - tylko ciemnoróżowe róże, drobne gałązkowe goździki (różowe i jasnozielone). Blasku dodały przezroczyste, duże zielone koraliki, wychylające się spomiędzy liści i kwiatów.
W komplecie przygotowałam dla nich także księgę ślubną - w całkiem podobnych kolorach. Zewnętrzna strona okładki była perłowobiała, wewnętrzna różowa w zielone kółeczka. Wewnętrzne strony były białe, a przekładki pomiędzy nimi szare. Na przekładkach wyembossingowane zawijaski i wydrukowane na kalce różne mądre sentencje.


środa, 19 sierpnia 2009

zielononiebieskie migawki

Parę dni, jakie udało się nam spędzić w okolicach Tomaszowa, nad zalewem, w lesie, to była dawka konieczna, by nabrać dystansu do spraw jakie są wokół mnie, by spotkać się ze zbyt rzadko widzianymi przyjaciółmi, trochę odpocząć od codziennego kieratu, by spokojnie mieć czas na zastanowienie się co dalej...
Napstrykane w ogromnej ilości zdjęcia - przypominają błogi czas i ustawiają na nowo hierarchię wartości. Dziś ledwo pierwsza porcja z tych, które mogę pokazać...



A jednego dnia, tuż po deszczu, kiedy po całodziennej szarości wreszcie zaświeciło słońce - odbyło się całkiem regularne polowanie. Polowanie na bokehy, na świat odbijający się w kropelkach dyndających na igłach sosnowych i świerkowych, na pająki, na nietypowe ujęcia... ;-))) Armia uzbrojona w dwa aparaty wraz z zestawem niesamowitych obiektywów do jednego z nich, wyruszyła w krzaki... cdn... Zachęcam do klikania w każde ze zdjęć, bo po powiększeniu widać naprawdę więcej...

czwartek, 6 sierpnia 2009

pordzewiałe turkusy

W poszukiwaniu natchnienia przeczesuję czasem flickr... Kilka dni temu natknełam się na zaczarowane zdjęcia http://www.flickr.com/photos/janetlittle/sets/72157600012188088/ i od razu wiedziałam, które z nich przypisać do kolejnego naszyjnika. Kojarzące się oczywiście z morzem, z portem... szumem fal... oj... nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo mi brakuje TEGO wiatru we włosach... Naszyjnik z howlitów, z karneolowymi łezkami i kulkami szkła crackle, oczywiście na dratwie...

środa, 5 sierpnia 2009

kolorowe wisiorki

Dając odpocząć sobie i Wam od moich naszyjników "typowych" pokażę dziś mniejsze formy, czyli wisiorki/zawieszki. Wykorzystałam w nich nie tylko ceramiczne korale, ale przede wszystkim cudne szklane lampworki od Magdy, które są na tyle niepowtarzalne, ze trudno dobrać je w pary, tak by dało się zrobić kolczyki. Oczywiście nie skończyło się tylko na tych trzech - reszta czeka na sesję zdjęciową przy lepszej pogodzie, bo jakoś buro i ciemno dziś było. Lato przyzwyczaiło nas w tym roku do rozpieszczających upałów i lazuru nieba, stąd chyba to moje zdziwienie brakiem słońca...
A ja tymczasem znikam w czeluściach mojej kuchni w celach mniej twórczych, aczkolwiek - przetwórczych... Dziś na tapecie wiadro cukinii, wiadro ogórków i buraczki z papryką...


wtorek, 4 sierpnia 2009

w nie moich kolorach...

Tak to czasem bywa... że niektóre zakupy muszą swoje odczekać. Bo kolor okazał się niekoniecznie takim odcieniem jak sobie wyobrażałam ze zdjęcia, bo kupiłam jakiś zestaw i wykorzystałam tylko jego część... bo reszta czekała na nową wenę... Bo nikt się takim kolorem nie interesował, aż do krótkiego zapytanka...
Miały być same linki... użyłam ich trzy odcienie, co na zbliżeniu widać... i zrobiłam zdjęcia z przymiarką do dwóch wersji... i zaakceptowana została oczywiście ta z koralikami ;-))). W komplecie zrobiłam równiez bransoletkę. No i czekam na zdjęcia jak pasowała do brązowej kreacji, którą znam tylko z barwnego opisu...