Tłucze mi się cały czas po głowie myśl o konieczności przełamywania własnych ograniczeń i poszukiwaniu nowych rozwiązań... "Zamysła" więc miałam całkiem innego, a wyszło to co wyszło, bo w trakcie męczenia się nad kartką koncepcja zmieniła się tysiąc razy. Część nawet wylądowała w koszu i gdyby nie to, ze miałam tylko jeden wydruk fioletowych górek, nie musiałabym recyclingować części. Znów w fioletach, znów kwiatki... ehh... Nie wiem czy się będzie podobać zamawiającej ta kartka na ślub, ale zostawiła mi wolną rękę, więc "poszalałam"....
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńFajna kartelucha, szalona troszkę, taka upojona radością (tak ją widzę).
OdpowiedzUsuńTy masz fazę na fiolety a ja na sowy :)