wtorek, 7 maja 2013

zapraszam na chłodnik

Jadacie chłodniki...? Bo my tak!! to jedna z zup, która na stałe gości w repertuarze wiosennych smakołyków. Jak tylko uda się kupić młode buraczki, zwane botwinką, to trudno się jej oprzeć :). 
Buraczki obieram, liście myję i kroję niezbyt drobno, wrzucam na lekko posolony wrzątek. Gotuję krótko - powinny lekko zmięknąć, ale nie rozgotować się. W tym czasie obieram ogórki i kroję je drobno (mam taką sprytną tarkę, dzięki której otrzymuję śliczne wąskie słupki). Podgotowane buraczki schładzam szybko (wstawiam gar do zlewu z zimną wodą), dodaję ogórki i kefir i jogurt naturalny, ewentualnie nawet kwaśną śmietanę 18%. Celowo nie piszę ile czego, bo proporcje najlepiej przetestować według własnego smaku, my lubimy jak jest duuuuużo zieleniny i jak jest gęsty. Doprawiam świeżym koperkiem, czosnkiem niedźwiedzim i zostawiam na jakieś pół godziny. Zupa zmieni kolor z brudnoróżowego na cudownie amarantowy i to jest bardzo zaskakujący efekt wynagradzający oczekiwanie. Można zjeść z jajkiem... można z młodymi ziemniaczkami. Chłodnik taki dobry jest również następnego dnia, ale po wyciągnięciu z lodówki trzeba lekko podgrzać, uważając żeby nie zagotować. 
A z czego Wy przygotowujecie swoje chłodniki? 


20 komentarzy:

  1. nigdy chyba nie jadłam...

    OdpowiedzUsuń
  2. wyglada jak barszcz czerwony :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to poniekąd jest barszcz czerwony, tylko, że na zimno i nie tylko z samych buraków, ale i z liśćmi :D

      Usuń
  3. Apetyczna i smaczna jak zawsze. Moje buraczki dopiero budzą sie z ziarenek:))
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się obudzą i podrosną to będziesz miała swoje źródełko liści na chłodnik :D

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. :):):) my uwielbiamy!!! wielki gar znika w jedno popołudnie :D

      Usuń
  5. uwielbiam :) w przyszłym roku sobie odbiję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no niestety, dodatek nabiałowy jest konieczny, żeby smakowało odpowiednio... :(

      Usuń
  6. Botwinkę jadamy zawsze na ciepło.Może nadszedł czas na spróbowanie czegoś nowego.Pięknie i apetycznie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) koniecznie spróbuj, ja takiego całkiem zimnego z lodówki nie bardzo lubię, ale w temperaturze przyjaźniejszej jest najlepszą (i chyba bardzo prostą, pod warunkiem posiadania składników pod ręką) zupą pod słońcem. Tym bardziej jak dzień upalny :D

      Usuń
  7. taki jak ty robię często. oprócz tego jeszcze ze szczawiu oraz rzodkiewkowo - szczypiorkowy z jajkiem na twardo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)... rzodkiewkowo-szczypiorkowego jeszcze nie jadłam - jak robisz?
      Ja się w tym roku przymierzam do wykorzystania pokrzywy - rosną wszak w sąsiedztwie niedalekim (sama widziałaś!)... ogromnie jestem ciekawa tego smaku...

      Usuń
    2. rzodkiewkę w plasterkach zalewam wrzątkiem, jak wystygnie to dodaję kefir, szczypiorek, sól i inne przyprawy (tzn zioła w tym przypadku). gdy gotowe jest na talerzu na wierzch kładę ćwiartki jajek.

      Usuń
  8. mmmmmm zjadłabym, bo bardzo lubię!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scraperko - jeśli tylko uda ci się zdobyć botwinkę - zrób koniecznie :D

      Usuń
  9. o rany, ale nabrałam ochoty, w weekend muszę spróbować :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)))) cieszę się, że cię zainspirowałam... :D...

      Usuń
  10. Smacznie i kolorowo tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz zostanę i rozgoszczę się na dłużej.a Ciebie zapraszam w odwiedziny.Pozdrawiam ciepło i wiosennie,Jola

    OdpowiedzUsuń