Pierwszy weekend wakacji miał być pracowity (ehh, to ciągłe nadganianie pracy i domowych obowiązków), a z drugiej strony trochę odpoczynkowy (bo po raz pierwszy od wielu lat bez dzieci). No, a dziś spędziłam pół dnia w kuchni... co było bardzo miłym czasem, bo lubię taką krzątaninę przed przyjazdem gości. Ale oprócz obiadu i DE-SERNiKOWYCH smakowitości (zdjęcie i przepis będzie tumoroł, o ile uda mi sie uwiecznić marną resztkę przed poczęstowaniem gości jutrzejszych) przygotowałam również tartę. I to niebylejaką... bowiem zainspirowaną tartą pochłoniętą wczoraj [co do okruszka] na spotkaniu, na które zostałam zaproszona i spontanicznie się wybrałam. Przepis (dziękuję Patrycja!!!) oczywiście zmodyfikowałam po swojemu [to chyba jakaś skaza, że ja nie umiem trzymać się ich dokładnie]. Miłe Panie i nie mniej mili Panowie... oto TARTA z CUKINIą...
A więc z pół kostki masła, 2 żółtek, mąki krupczatki i kukurydzianej (tak około 2 szklanki), śmietanki (ok. 100ml) i przypraw (sól, papryka słodka i chili, bazylia i oregano) - zagnieść trzeba kruchy spód. Rozwałkować szybko i wyłożyć tym ciastem cienko formę, uformować brzegi, ponakłuwać, podpiec 15 min w 200 st C. W międzyczasie przygotowałam farsz - starłam na tarce o drobnych oczkach 3 małe cukinie (razem ze skórką) i jedną małą cebulę cukrową (taką łagodną, soczystą). Doprawiłam solą, pieprzem, koperkiem. odstawiłam na chwilę, aż puści sok i odcisnęłam jego nadmiar. Do ubitej na sztywno piany z dwóch białek, dodałam cukinię, pokruszony lazur (czyli ser z niebieską pleśnią) i delikatnie wymieszałam. Wyłożyłam na ciasto, ozdobiłam plastrami pomidorów bez skórki, serem (można dodatkowo bazyliowymi liśćmi, plastrami pieczarek lub suszonymi pomidorami, ale ja nie miałam) i piekłam jeszcze 30 min w 180 st C.
A teraz musze się przyznać, że właśnie ukroiłam sobie trzeci kawałek i chyba zaraz pęknę, bo na tym sie nie skończyło... i zjadłam go... ale jest taaaaaaaaaaaka pyszna i na ciepło i lekko ostudzona i coś czuję, że bedzie to tegoroczny hit lata...
A na deser nowe zdjęcie nieba... te spektakle "światło-chmury" nie znudzą mi się chyba nigdy...
podkusiło mnie to zdjęcie i zajrzałam przed snem... i co? i teraz jestem taaaaaka głodna!... mniam... że też się nie da pożreć tego zdjęcia chociaż :)))
OdpowiedzUsuńOj ta tarta wygląda apetycznie i dodatkowo opis działa, lecę po składniki na tartę :)
OdpowiedzUsuńZdjęcie świetne, też lubię obrazy na niebie :)
od samego patrzenia obśliniłam sobie klawiaturę ;) wygląda smakowicie, przepis zaraz przepiszę :D
OdpowiedzUsuńmniam, wygląda naprawdę smakowicie:)az mi ślinka pociekła...:) doskonale Cię rozumiem z tym nie-trzymaniem się przepisów, mam to samo, co niesamowicie dziwi moja mamę:)
OdpowiedzUsuńrewelacja kochana, zwłaszcza, że ja tak bardzo kocham tartę:)
OdpowiedzUsuńwygląda przepysznie
OdpowiedzUsuńoj korci, korci mnie. Lubię takie potrawy "wszystko i nic". Właśnie bez ścisłego trzymania się przepisu. Też tak robię. I chyba jutro nie omieszkam zaatakować tarty :-)
OdpowiedzUsuńsuper wyglada, przepis sobie zapisuje:)
OdpowiedzUsuńpychota!!! Nawet mój małż (szef kuchni) powiedział, że to jest rewelacja!!! :)
OdpowiedzUsuńMniam by sie zjadło..
OdpowiedzUsuń