niedziela, 14 lutego 2010

arivederci inverno. wyznania na komendę.

Temperatura: około -0,5 st C
pogoda: pochmurnie, wieje i ciągle sypie...
nastrój: jaki może być, kiedy głowa boli?
co na obiad: zupa fasolowa, duszony filet z kurczaka, ziemniaczki i marchewka z groszkiem,

Niniejszym przyłączam się do coraz głośniejszego chóru osób, którym zima dała się porządnie we znaki i chcą już wiosny. ZIMIE mówimy zdecydowane arivederci. Nie ma co prawda dużego mrozu, ale ciągle i ciągle pada śnieg, strasznie dużo go już napadało. Mam nawet śmiałość zaryzykować stwierdzenie, że jest go najwięcej od czasu, kiedy tu mieszkamy, czyli od 6 lat. Widoki z okien co prawda mamy cudne, ale jest to też trochę uciążliwe, bo do codziennych porannych rytuałów, oprócz rzecz jasna kawy, należy dodać co najmniej półgodzinne szuflowanie zasypanego podjazdu i odkopywanie auta. Coraz trudniej też wyjechać pod nasz dom, mimo tego, że sąsiad wielkim pługiem regularnie odśnieża i posypuje nam tą drogę dojazdową jadąc do siebie. Jak tak dalej pójdzie to chyba łańcuchy trzeba będzie zakładać na te parę metrów podjazdu.
Zaspy miejscami mamy już takie ponadmetrowe i strach pomyśleć, co by było jakby przyszło nagłe ocieplenie. Dziś w nocy napadało co najmniej 15 centymetrów nowego puchu co widać najlepiej na dachu samochodu, który spędza życie pod chmurką. Dzieci cieszą się co prawda z tej obfitości śniegu, bo mogą wyżywać się na sankach i jabłuszku, nie musząc daleko chodzić - bezpieczny zjazd mają albo spod żywopłotu albo spod wejścia do domu (dobrze mieć prywatną górkę, nie? ;-))). Ale to chyba jedyna korzyść. Nie chcę nawet myśleć o rachunkach za ogrzewanie, ehh...
Dołączyłabym się też do tych, co czują wielką niechęć do wyznawania miłości na komendę i których odstrasza komercyjna strona świętowania walentynek, gdyby nie to, że u nas w domu prezenty z tej okazji są niemal zawsze ręcznie zrobione. I takie uwielbiam. I uwielbiam też jak mój najmłodszy latorośl przybiega z pytaniem "cy wies ze cie kochammmmmm?", tak po prostu, sam z siebie, w trakcie zabawy. I dostaję słodkiego, czekoladowego buziaka.
Przy okazji, opowiastka z cyklu "głodnemu... na myśli" . Wczoraj w sklepie staliśmy w kolejce za wędlinami. Jedna z pań stojących przed nami poprosiła o 30 dkg rolady boczkowej (brr..) a Igor szczerze zdumiony teatralnym szeptem "Co??? czekolady??? boczkowej?????" Kolejka turlała się ze śmiechu...
A na gałęzi wyrastają pączki kwiatowe... kto zgadnie jakie?

12 komentarzy:

  1. hmmm, może to śliwa?
    ja też mówię zimie do widzenia, tym bardziej, że nie powiedziałam jej witaj... nie znoszę, kiedy jet zimno, no nie znoszę i już.

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam!!! Aura paskudna i mocno daje się we znaki (moje dziecię ma nieco odmienne zdanie), a ręcznie robione prezenty mają najwięcej uroku...

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie śliwa Olu. Ale blisko, blisko...
    Mnie też są zdecydowanie bliższe klimaty łagodne, ciepłe i miłe... może być nawet upał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też odstraszam już tą zimę choć akurat dzisiaj jest ślicznie, śnieżno i biało. Pozdrawiam Walentynkowo!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To drzewko to może czereśnia?
    Ja tez muszę sobie przynieść do domu kilka gałązek.
    A sniegu u nas tez całe góry..I jeszcze dzisiaj dopadało!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. stawiam na wiśnię ale to po kolorze kory ;)też mam dosyć zimy blech

    OdpowiedzUsuń
  7. wiosna pomalu wpycha sie ukradkiem a ten snieg nie chce ustapic u mnie juz krokusy systaja znad sniego ,ale slonca brak i pewnie sie nie otworza :(

    OdpowiedzUsuń
  8. czyżby to.............. czyżyk siedział kiedyś na tej jabłoni??

    buziaki komercyjne :*

    OdpowiedzUsuń
  9. ta-dammmmmmmmm... zgadła Brydzia... to jabłoń! Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  10. że niby co?? że niby ze mnie taki botanik??? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja też wiedziałam podświadomie, że to jabłoń (przez ten meszek:) ale czytam piękną ksiażkę "wino ze śliwek" i nie mogłam się powstrzymać! Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń