pogoda: pochmurnie, wieje i ciągle sypie...
nastrój: jaki może być, kiedy głowa boli?
co na obiad: zupa fasolowa, duszony filet z kurczaka, ziemniaczki i marchewka z groszkiem,
Niniejszym przyłączam się do coraz głośniejszego chóru osób, którym zima dała się porządnie we znaki i chcą już wiosny. ZIMIE mówimy zdecydowane arivederci. Nie ma co prawda dużego mrozu, ale ciągle i ciągle pada śnieg, strasznie dużo go już napadało. Mam nawet śmiałość zaryzykować stwierdzenie, że jest go najwięcej od czasu, kiedy tu mieszkamy, czyli od 6 lat. Widoki z okien co prawda mamy cudne, ale jest to też trochę uciążliwe, bo do codziennych porannych rytuałów, oprócz rzecz jasna kawy, należy dodać co najmniej półgodzinne szuflowanie zasypanego podjazdu i odkopywanie auta. Coraz trudniej też wyjechać pod nasz dom, mimo tego, że sąsiad wielkim pługiem regularnie odśnieża i posypuje nam tą drogę dojazdową jadąc do siebie. Jak tak dalej pójdzie to chyba łańcuchy trzeba będzie zakładać na te parę metrów podjazdu.
Zaspy miejscami mamy już takie ponadmetrowe i strach pomyśleć, co by było jakby przyszło nagłe ocieplenie. Dziś w nocy napadało co najmniej 15 centymetrów nowego puchu co widać najlepiej na dachu samochodu, który spędza życie pod chmurką. Dzieci cieszą się co prawda z tej obfitości śniegu, bo mogą wyżywać się na sankach i jabłuszku, nie musząc daleko chodzić - bezpieczny zjazd mają albo spod żywopłotu albo spod wejścia do domu (dobrze mieć prywatną górkę, nie? ;-))). Ale to chyba jedyna korzyść. Nie chcę nawet myśleć o rachunkach za ogrzewanie, ehh...
Dołączyłabym się też do tych, co czują wielką niechęć do wyznawania miłości na komendę i których odstrasza komercyjna strona świętowania walentynek, gdyby nie to, że u nas w domu prezenty z tej okazji są niemal zawsze ręcznie zrobione. I takie uwielbiam. I uwielbiam też jak mój najmłodszy latorośl przybiega z pytaniem "cy wies ze cie kochammmmmm?", tak po prostu, sam z siebie, w trakcie zabawy. I dostaję słodkiego, czekoladowego buziaka.
Przy okazji, opowiastka z cyklu "głodnemu... na myśli" . Wczoraj w sklepie staliśmy w kolejce za wędlinami. Jedna z pań stojących przed nami poprosiła o 30 dkg rolady boczkowej (brr..) a Igor szczerze zdumiony teatralnym szeptem "Co??? czekolady??? boczkowej?????" Kolejka turlała się ze śmiechu...
A na gałęzi wyrastają pączki kwiatowe... kto zgadnie jakie?
hmmm, może to śliwa?
OdpowiedzUsuńja też mówię zimie do widzenia, tym bardziej, że nie powiedziałam jej witaj... nie znoszę, kiedy jet zimno, no nie znoszę i już.
Potwierdzam!!! Aura paskudna i mocno daje się we znaki (moje dziecię ma nieco odmienne zdanie), a ręcznie robione prezenty mają najwięcej uroku...
OdpowiedzUsuńTo nie śliwa Olu. Ale blisko, blisko...
OdpowiedzUsuńMnie też są zdecydowanie bliższe klimaty łagodne, ciepłe i miłe... może być nawet upał.
Ja też odstraszam już tą zimę choć akurat dzisiaj jest ślicznie, śnieżno i biało. Pozdrawiam Walentynkowo!!
OdpowiedzUsuńTo drzewko to może czereśnia?
OdpowiedzUsuńJa tez muszę sobie przynieść do domu kilka gałązek.
A sniegu u nas tez całe góry..I jeszcze dzisiaj dopadało!
Pozdrawiam
stawiam na wiśnię ale to po kolorze kory ;)też mam dosyć zimy blech
OdpowiedzUsuńwiosna pomalu wpycha sie ukradkiem a ten snieg nie chce ustapic u mnie juz krokusy systaja znad sniego ,ale slonca brak i pewnie sie nie otworza :(
OdpowiedzUsuńczyżby to.............. czyżyk siedział kiedyś na tej jabłoni??
OdpowiedzUsuńbuziaki komercyjne :*
gruszka?
OdpowiedzUsuńta-dammmmmmmmm... zgadła Brydzia... to jabłoń! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńże niby co?? że niby ze mnie taki botanik??? :)
OdpowiedzUsuńja też wiedziałam podświadomie, że to jabłoń (przez ten meszek:) ale czytam piękną ksiażkę "wino ze śliwek" i nie mogłam się powstrzymać! Buziaki:)
OdpowiedzUsuń