Temperatura: -15 st C
Nastrój: kiepski, rozproszenie pomieszane z rozgoryczeniem
Pogoda: słonecznie
co na obiad: zupa pomidorowa z ryżem + "plusecki"
Bynajmniej nie jest to blog kuchenny, ale w końcu to o czym piszę jest w pewnym sensie "handmade" więc może mi wybaczycie, że się dzielę.... Nie jestem zwolenniczką przesiadywania godzinami w kuchni, więc moje kulinaria z reguły są nieskomplikowane, z łatwo dostępnych składników. W myśl przyświecającej mi od zawsze zasady, żeby nie marnować jedzenia - jeśli przydarzy się, że przeholuję i zostanie mi ugotowanych ziemniaków z poprzedniego dnia - wykorzystuję je do zrobienia pierogów leniwych. Nazwa pewnie wzięła się stąd, że jest to łatwiejsza alternatywa żmudnego lepienia prawdziwych pierogów. Ważne, by do przygotowania cista używać ziemniaków zupełnie zimnych, bo jeśli zaczniemy wyrabiać je z ciepłymi ziemniakami to będzie się ciągnęło, a potem nieładnie rozgotowywało. Więc jeśli pomysł na obiad pojawi się rano, to ugotować je trzeba od razu.
Przyznam, że nigdy nie robiłam ich według konkretnego przepisu, raczej jest to danie "na oko", bo ścisłe ilości składników zmieniają się tu w zależności od jakości sera i ziemniaków. Powiedzmy, że wyjściowo przymierzam się do proporcji: 2 części objętościowe ziemniaków + 1 część objętościowa sera twarogowego tłustego. Zarówno ziemniaki, jak i ser przeciskam przez praskę, żeby masa była dość gładka. Potem dodaję jedno całe jajko i wyrabiam łyżką. Do tej masy dodaję stopniowo mąki pszennej, ale czy to będzie 7-8 łyżek czy więcej to się okazuje w trakcie wyrabiania. Masa nie powinna być zbyt twarda i sucha, raczej dość miękka i puszysta.
Masę dzielę na części i wykładam po kolei na posypaną mąką blat (powinnam się wreszcie dorobić stolnicy, prawda?), formuję podłużne walce (jak cienkie kiełbaski), które tnę ukośnie na 2-3 cm kawałki. Wrzucam do posolonej wrzącej wody, gotuję po wypłynięciu ok. 2 min. Ponieważ gotowanie odbywa się na raty - te, które już są ugotowane wyławiam i w misce przesypuję bułką tartą i kawałkami masła, żeby się nie sklejały.
Moje łasuchy jedzą te kluseczki, zwane przez Igora "pluseckami", tylko posypane cukrem, ale można jeszcze oprószyć je cynamonem, jeśli ktoś lubi.
No proszę u nas dziś też leniwe królowały :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńojej... ja chcę do mamy na taki obiad!
OdpowiedzUsuńAle ochoty mi narobilas:-).Juz dawno nie jadlam leniwcow. Dobrze,ze przypomnialas mi o istnieniu prostej i smacznej potrawy.Pozdrawiam ciebie i pomocnika kuchennego:-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam leniwe. Nareszcie wiem jak je robic. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmniam,mniam zjadlabym takiego leniwca :)
OdpowiedzUsuńA moja mama rozwałkowuje na płasko taki kawał ciasta (no, tak na 1-1,5 cm) i tnie w romby. Sama jakoś jeszcze się nie zebrałam, żeby zrobić, może za rzadko ziemniaki gotuję ;)
OdpowiedzUsuńPlusecki wyglądają bardzo smakowicie!
OdpowiedzUsuńAle bym zjadła!
Pozdrawiam
Uwielbiam, jak mężczyźni gotują :))
OdpowiedzUsuńPlusecki są slodkie, podobnie jak ten, co je wymyślił :))
Oszalałam z zachwytu nad zdjęciem Igora i rudzielca w oknie ;))
Uściski :)
O, ty niedobra... Ale mi smaka narobilas. MNoj mezczyzna macznyc potraw sie nie lapie i jakos mi tak nie po drodze do oddzielnego gotowania, ale chyba sie skusze. U nas zawsze byly 2 typy, nigdy nie wiedzialam , ktory jak sie nazywa, jedne z ziemniakami, drugie z serem. Pierwsze zajadane z przysmazona z maslem tarta bulka albo jako baza do sosu (z grzybowym mmmm...)drugie tylko na slodko. Tylko ktore byly kopytkami, a ktore pierogami leniwymi, to chyba nigdy nie zapamietam:/
OdpowiedzUsuńoj uwielbiam, uwielbiam :) Pyszotki takie pokazujesz...mmm...
OdpowiedzUsuń