poniedziałek, 7 września 2009

na przekór smutkom...

Podejrzewam, że gdybym bardziej się stresowała tym wypiekiem to pewnie by nie wyszło... albo by był zakalec, albo w ogóle jakiś przypaleniec...
A tak od niechcenia, wczoraj pomiędzy obieraniem ziemniaków na obiad i szatkowaniem surówki z kalafiora, wsypałam "na oko" do miski pół torebki mąki (znaczy miało być pół kilograma), wlałam 1 i 1/3 szklanki wody, wkruszyłam pół kostki drożdży... zamieszałam mikserem... i odstawiłam do wyrośnięcia. Mąka była specjalna - taka gotowa mieszanka na chleb cebulowy, od razu z zakwasem, dodatkiem cebulki i jakimiś innymi E (jak doczytałam dopiero później)... Po 20 minutach całkiem pięknie wyrosło, przełożyłam do podłużnej foremki wyłożonej papierem do pieczenia... odstawiłam na godzinę. Zdążyłam odpocząć po obiedzie... a on sobie grzecznie rósł dalej... Potem wsadziłam do nagrzanego do 200 st C piekarnika na 50 minut... i już po chwili w całym domu pachniało BOSKO!!! cudnie, domowo, smacznie i w ogóle... Miałam tremę czy uda się bez pomocy specjalnej maszyny do pieczenia chleba lub też starodawnego pieca chlebowego, jaki był na podorędziu mojej teściowej, która co sobotę skoro świt piekła chleby na cały tydzień, ale chciałam spróbować...
Upiekł się wspaniale... smakował jeszcze lepiej... chyba tak jak tylko pieczony w domu chleb może smakować... Ten był najpierwszy własnoręczny w moim życiu... ale obawiam się, że będą kolejne...


Mam jeszcze do Was pytanie... raczej retoryczne... ;-)))... chcecie candy?

P.S. Dziś też pachniało chlebem...mmmmmmmmmm........... chyba muszę nabyć większą ilość mąki... ;-)))

12 komentarzy:

  1. ja chcę candy !!!! i jeszcze pajdkę tego pysznego chlebka z wiejskim masałkiem !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. od dwóch i pół roku piekę chleb w domu. Powody były dwa: jakość islandzkiego chleba w marketach za dostępną cenę oraz cena dobrego chleba w piekarni. ABy nie zbankrutować na zachciewajki chlebowe zakupiliśmy maszynę. I przez prawie dwa lata piekłam w niej chleby drożdżowe. Teraz piekę zarówno w maszynie jak i w piekarniku chleby na zakwasie żytnim. Otrzymałam w prezencie, jakieś pół roku temu, odrobinę zakwasu. Rozmnażam go i wciąż jest to ten sam zakwas. Czas może jakieś urozmaicenie wprowadzić, Twoj cebulowy wywołał ślinotok. Pięknie wygląda.

    candy chętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja chcę taki chlebek! możesz mi przysłać pocztą :) candy tyz chcę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmm, ale mi smaka narobiłaś, jak będę w Krakowie to prosze o kromala z Twojego chlebka :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam taki domowy chlebek, aż mi slinka cieknie:-)
    A candy?- zawsze....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Już czuję zapach tego chlebka ;]
    zgłaszam się na candy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale smakołyk :))) mniam lubię cebulkowe potrawy

    OdpowiedzUsuń
  8. mniam wygląda cudnie ..i pewnie też tak smakuje :) mniam

    OdpowiedzUsuń
  9. Chlebek super, zachecam do zabawy z wlasnorecznie hodowanym zakwasem - to dopiero jest smak i satysfakcja z wypieku :D Pieke od poczatku roku i jeszcze mi sie nie znudzilo!

    OdpowiedzUsuń
  10. oooo własny zakwas??? poproszę o dalsze instrukcje.... taki cleb musi być wspaniały....

    OdpowiedzUsuń
  11. O matulu! Basia, ale mi smaka narobiłaś! Chlebuś wygląda przepysznie!
    A candy? Jeszcze pytasz? Pewnie że chcemy!

    OdpowiedzUsuń
  12. chlebek chętnie bym schrupała... nie ma to jak domowy wypiek. a candy jak najbardziej !!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń