Siadłam w piątek wieczorem, bo nie miałam siły ruszyć ani reką ani nogą, i zaczęłam sie bawić koralikami... Nawet się nie obejrzałam jak powstały te oto krótkie naszyjniki. Tak się rozochociłam, że natychmiast w sobotę rankiem popędziłam do hurtowni jubilerskiej nabyć kolejne zapięcia i inne niezbędniki.
I wiecie co? Robiłam je w sumie z myślą o sprzedaży, ale już teraz wiem, że z niektórymi będzie mi się bardzo trudno rozstać.
No wreszcie! Czekam i czekam a tu głucha cisza, aż sie martwić zaczęłam. Dobrze że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńJedno powiem: warto było czekać, bo naszyjniki śliczne! Naj naj moim zdaniem te w fioletach, pierwszy i piąty.
Dziękuję cwasiu za miłe słowa... będą jeszcze breloczki... zaglądaj... ;-))
OdpowiedzUsuńPiękne połączenia kolorów, moje ulubione zresztą:D bardzo cieszą oko:)
OdpowiedzUsuńAch jakże by mi pasowały te grzeczne zielone koraliki, chociaż śliwkowe....hmmmm
OdpowiedzUsuńJak trudno wybierać w tym co robisz Basiu....
Ludka