niedziela, 18 lipca 2010

ta woda...

... bynajmniej nie była turkusowa. Wystarczyło "parę chwil" deszczu/ulewy/oberwania chmury , by droga zamieniła się nam w rwącą burbuluchę, a przecież w górach nie mieszkamy. Pod dom nie da się wjechać, bo koleiny wyżłobione przez wodę są jak rowy mariańskie. Sąsiad ma pełne podwórko kamieni z naszej drogi. Myślę, że takie dość drastyczne skutki są wynikiem tego, że długo było bardzo sucho, upały zrobiły z naszej gliny skorupę i ten wyjątkowo intensywny deszcz zamiast wsiąkać spływał po wierzchu. Lało się ze wszystkich możliwych skarp.
Tym razem zalało i nas :( - jak przyjechaliśmy woda stała w garażu i piwnicy... Jutro cd akcji... i będziemy sprzątać i suszyć, naprawić trzeba drogę.... ehhh.............. a miałam jechać, hen przed siebie, gdzie oczy poniosą...

10 komentarzy:

  1. przerażający żywioł!

    trzymaj się!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie chcę sobie nawet wyobrażać czegoś podobnego u mnie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję! Życzę dużo, dużo sił...

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze, współczuję. Mam nadzieję, że woda nie wyrządziła zbyt dużych szkód.

    OdpowiedzUsuń
  5. o żesz Ty ... niby deszcz, upragniony po upałach a tyle szkody ... gggrrr ... matka natura nas nie rozpieszcza :(

    OdpowiedzUsuń
  6. ojejku, Basiu, to straszne! gdyby czegoś trzeba było, mów od razu!

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurcze... mam nadzieję, że szybko się uporacie z porządkami i jednak wyjedziesz... buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło jak najsprawniej i Twój wyjazd doszedł do skutku.
    Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. aj, ściskam:* mam nadzieję, że już lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  10. kciuki trzymałam, i trzymam... tylko przy porannej herbacie komentarza z otuchą nie miałam jak zostawić :-X
    posyłam dobre myśli i czekam na Ciebie tu - gdzieś w hen-okolicach :))

    OdpowiedzUsuń