... bynajmniej nie była turkusowa. Wystarczyło "parę chwil" deszczu/ulewy/oberwania chmury , by droga zamieniła się nam w rwącą burbuluchę, a przecież w górach nie mieszkamy. Pod dom nie da się wjechać, bo koleiny wyżłobione przez wodę są jak rowy mariańskie. Sąsiad ma pełne podwórko kamieni z naszej drogi. Myślę, że takie dość drastyczne skutki są wynikiem tego, że długo było bardzo sucho, upały zrobiły z naszej gliny skorupę i ten wyjątkowo intensywny deszcz zamiast wsiąkać spływał po wierzchu. Lało się ze wszystkich możliwych skarp.
Tym razem zalało i nas :( - jak przyjechaliśmy woda stała w garażu i piwnicy... Jutro cd akcji... i będziemy sprzątać i suszyć, naprawić trzeba drogę.... ehhh.............. a miałam jechać, hen przed siebie, gdzie oczy poniosą...
przerażający żywioł!
OdpowiedzUsuńtrzymaj się!!!!
nie chcę sobie nawet wyobrażać czegoś podobnego u mnie...
OdpowiedzUsuńWspółczuję! Życzę dużo, dużo sił...
OdpowiedzUsuńO kurcze, współczuję. Mam nadzieję, że woda nie wyrządziła zbyt dużych szkód.
OdpowiedzUsuńo żesz Ty ... niby deszcz, upragniony po upałach a tyle szkody ... gggrrr ... matka natura nas nie rozpieszcza :(
OdpowiedzUsuńojejku, Basiu, to straszne! gdyby czegoś trzeba było, mów od razu!
OdpowiedzUsuńo kurcze... mam nadzieję, że szybko się uporacie z porządkami i jednak wyjedziesz... buziaki ;*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby wszystko poszło jak najsprawniej i Twój wyjazd doszedł do skutku.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam.
aj, ściskam:* mam nadzieję, że już lepiej:)
OdpowiedzUsuńkciuki trzymałam, i trzymam... tylko przy porannej herbacie komentarza z otuchą nie miałam jak zostawić :-X
OdpowiedzUsuńposyłam dobre myśli i czekam na Ciebie tu - gdzieś w hen-okolicach :))