środa, 17 marca 2010

16/17/31 codzienne radości

Taaa... dzień jak codzień.... praca, praca, praca.... nawet praca może dawać radość, tym bardziej jak jej pomaleńku, acz zauważalnie, ubywa. Efekty uboczne pracy w domowym biurze/pracowni też są, w postaci dwóch choraków-przeszkadzaczy siedzących w domu, w tym i przedszkolak, znów. Zajęcia plastyczne obowiązkowe, oczywiście w formacie XXL, bo przecież zwykłej kartki format nie wystarcza już od dawna. I co się wyłania z chaosu linii? Ciężarówa, wyścigówka i zajączek, moi mili... na 5 nogach i na trawce. I nieśmiały podpis... "przekalkowany" z tego, co usłużna starsza siostra napisała.
Kot OCZYWIŚCIE łazi za mną noga w nogę, śpi w biurze zawsze obok mnie i ma szczególnie wyczulony słuch na odgłos migawki oraz odgłos krojenia mięsa. Pierwszy wyzwala konieczność natychmiastowego władowania się centralnie w kadr. Drugi dźwięk (jaki dźwięk??? wszak to niemal bezgłośne jest) potrafi wybudzić z najgłębszego snu, co mnie za każdym razem dziwi niepomiernie i w sekundę już jest ze mną w kuchni . Koty są niesamowite.

A teraz pokażę co przyleciało do mnie zza wielkiej wody. Niesamowite btw, że razem z inną paczką (no dobra, powiem... z maleńkimi zakupkami ;-))))) wysłaną dwa tygodnie wcześniej. Otóż Ola pisząca bloga http://alexls-destinationart.blogspot.com/ została przeze mnie kiedyś, daaawno temu, wylosowana w candy... I nigdy bym się nie spodziewała, że będzie tak przemiła i zechce mnie czymś obdarować. Z koperty wyjęłam fioletowy pakuneczek przewiązany zieloną rafią (moje firmowe kolory, skąd wiedziałaś???). A to co zobaczyłam po niecierpliwym rozpakowaniu, przerosło moje najśmielsze marzenia... wyszywane haftem krzyżykowym maleńki igielnik, saszetka z lawendą, woreczek na-nie-wiem-co-jeszcze, kilka kolorów muliny, mnóstwo kryształków, kanwa... mmmmmmm......... Olu - z całego serca dziękuję jeszcze raz i oficjalnie!!! sprawiłaś mi niebywałą radochę...
Niestety dalej wyglądam niewyraźnie... to wirusy-paskudy, krówek http://lawendowydom.blogspot.com/2010/03/krowki-domowe-smietankowe.html z przepisu Beaty się nie ulękły i dalej mnie dręczą.

8 komentarzy:

  1. ale niespodzianka ... Basiu jesteś przemiła że się nie upomninasz o przesyłke ode mnie...
    wyśle ją tak szybko jak tylko będe mogła ... to sie troche odwlecze w czasie...przepraszam... uzbrój się kochana w cierpliwośc...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga... co ty mówisz... gdzieżbym śmiała o cokolwiek się upominać, hę? Pozdrawiam serdecznie wieczorową porą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo sie ciesze ze przesylka dotarla - zawstydzona jestem Twoimi zachwytami, ale jest mi milo:) Zycze zdroweczka!

    OdpowiedzUsuń
  4. alexis zachwyty uzasadnione bo podarunek świetny, też sobie teraz wzdycham jakie to wszystko ładne. Flora kociaka masz przefajnego a junior uzdolniony baardzo:) Zyczę powrotu do zdrówka szybkiego i pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  5. ale zdolne to Twoje dziecię! mojego wołami do rysowania nie zaciągną :( noo, czasem się skusi na farby (ale ciągle bardziej z powodu akcji z opróżnianiem kubeczka z brudną wodą niż samego malowania...

    OdpowiedzUsuń
  6. No przecież ten kot, to absolutnie i całkowicie moja Rodzynka! Głaski dla kici :)

    http://anek73.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne broszki te z poprzednich notek! :) że też masz cierpliwość do takich rzeczy :D

    OdpowiedzUsuń
  8. no zając jako żywy! super!!! franek najbardziej mixed media zafascynowany, hehe, więcej babraniny na jednej kartce:)))

    OdpowiedzUsuń