Świąteczne dekoracje w moim domu były w tym roku nadzwyczaj skromne, ale jak to powszechnie wiadomo nie od dziś - szewc zazwyczaj chodzi bez butów ;-)))). Parę gałązek bukszpanu wetkniętych w łódkowate naczynie, baranek z ciasta chlebowego i jaja farbowane w cebulowych łuskach, musiały wystarczyć. Nawet nie udało mi się wyciągnąć z czeluści piwnicznych pudła z zeszłorocznymi kolorowymi jajami, ale za to mam umyte wszystkie okna, w liczbie 14 dużych i dwóch dachowych, wyprane firany, ciasta upieczone (i już dawno zjedzone)... więc i tak jestem z siebie dumna, bo nie sądziłam, że mi się uda ten plan wykonać.
Dzieciom "zajączek", zwany również przez co-po-niektórych "klólikiem", przyniósł słodkie drobiazgi zapakowane w małe torebeczki z wiosenną dekoracją...
A w moim ogrodzie dostrzegłam, ruszywszy się wreszcie zza biurka, takie oto cudowności... prymulki, moje ulubione fiołeczki, które rozpełzły się po okolicy pierwszego posadzenia ("mamusiu, zerwałem dla Ciebie aniołka!!"), sasanki w niezwykłym kolorze, a w wielkiej donicy przed wejściem mam różnej maści bratki o drobnych kwiatach.
śliczności. u mnie dekorował przede wszystkim wianek od Ciebie:) więc też było pięknie!
OdpowiedzUsuńA co do kwiatów, wprawdzie ogródu nie mam, ale mam też taką sasankę (o której nie wiedziałam, że to sasanka:) i takie fiołeczki, które sprezentowała mi kochana Izia:)
No i ja mam jeszcze borowiki:)))
Pozdrawiam wiosennie, czyli ciepło, Lili
Olu - takich borowików w ogrodzie zazdroszczą Ci wszyscy!! Cieszę się, że informacje i wianek się przydały.
OdpowiedzUsuńale zazdroszczę takiego ogródka!!!
OdpowiedzUsuń